wtorek, 3 lutego 2015

The One Ring – wyprawy do Mrocznej Puszczy

Wpis Dracha na blogu, seans trzeciej części Hobbita przypomniały mi, że jakieś trzy lata temu kupiłem sobie The One Ring RPG. Gra swego czasu narobiła trochę szumu – była nominowana między innymi do nagród Origins i Golden Geek. Została przepięknie wydana i zbierała bardzo pozytywne recenzje. Jednak w podobnym okresie wyszło ApocalypseWorld i nieco później Dungeon World i jakoś tak się złożyło, że nigdy w nią nie zagrałem. Gdy zobaczyłem teraz w styczniu bardzo atrakcyjną promocję na DriveThru zdecydowałem się na zakup pakietu z drugą edycją tej gry i dwoma dodatkami. I w końcu poprowadziłem dwie sesje The One Ring.

Wbrew pozorom nie jest to łatwa gra. Mechanika jest zupełnie oryginalna, żadne tam d20 czy hack Apocalypse World. Ma swój klimat, chyba całkiem nieźle pozwala odwzorować wydarzenia z powieści Tolkiena. Ale bynajmniej nie jest to mechanika prosta i intuicyjna. Trzon to testy umiejętności tyloma k6, ile się ma kropek w atrybucie, plus specjalna k12 z numerkami od 1 do 10 i dwoma znaczkami: runą Gandalfa i okiem Saurona. Sumuje się wszystkie wyrzucone liczby i porównuje się ze stopniem trudności. Ale nawet ten podstawowy test ma swoje niuanse. Jak dobrze powiodła się akcja nie zależy od uzyskanej sumy, ale od liczby wyrzuconych szóstek na k6. Runa Gandalfa zapewnia automatyczny sukces, ale oko Saurona nie oznacza automatycznej porażki. Do sumy kostek można dodać wartość atrybutu (jeśli zużyje się punkt Nadziei), ale jeśli testowaliśmy ulubioną (favoured) umiejętność, to nie dodajemy wartości podstawowej, ale specjalną, odrębnie wyliczoną przy tworzeniu postaci.

Także zasady walki są na tyle oryginalne, że wymagają przestawienia myślenia. Nie rozrysowujemy sytuacji taktycznej, tylko łączymy każdego z bohaterów z jednym z przeciwników, a przed każdą rundą decydujemy o wyborze nastawienia (stance) wojownika – od najbardziej agresywnego do najbardziej defensywnego. Nastawienie określa poziom trudności trafienia zarówno nas, jak i przeciwników (gdy łatwiej trafiasz wrogów, sam również jesteś łatwiej trafiany). Żeby móc strzelać z broni dystansowej potrzebni są dwaj sojusznicy w walce wręcz dla każdego łucznika. Obrażenia z jednej strony obniżają Wytrzymałość postaci, mogą też jednak bezpośrednio zadać Ranę przeciwnikowi.

To wszystko w sumie nie jest takie trudne do zapamiętania, ale jest to gra w którą trudno zagrać z marszu, np. na konwencie. Mechanika promuje grę zespołową i kombinowanie z taktyką, ale żeby móc z tego korzystać, trzeba dobrze poznać zasady. U nas jedną sesję poświęciliśmy na rozgranie próbnej walki (i rozpisanie mechaniczne bohaterów). Na drugiej sesji i po paru modyfikacjach postaci szło już wszystko dużo sprawniej. Czuję, że przy kolejnych rozgrywkach byłoby jeszcze łatwiej. Co jest o tyle istotne, że domyślne poziomy trudności testów są dosyć wysokie, więc wyraźnie widać, że autorzy gry zakładają, że gracze będą kombinować również na poziomie mechanicznym jak sobie poradzić z wyzwaniami. Co ciekawe, osobom, które już się oburzają na takie wymuszanie metagry, mogę powiedzieć, że to kombinowanie z rozwiązaniami mechanicznymi bardzo ładnie się przekłada na opowieść, na tworzoną fikcję. Oryginalna mechanika wspiera oryginalną konwencję.

Inna sprawa, że jakimś wybitnym specjalistą od Tolkiena nie jestem. Na szczęście moi gracze również. Przeczytałem wszystkie książki i obejrzałem wszystkie filmy, ale zrobiłem to dość dawno, a i wtedy robiłem to dla przyjemności, a nie dla zapamiętywania encyklopedycznych szczegółów wymyślonego świata. Poprowadzone przygody oparłem więc bezpośrednio na gotowych scenariuszach. Jako pierwsze poprowadziłem „Words of the Wise”, w której bohaterowie poznają Radagasta i Thranduila, a jako drugie „Don’t Leave the Path” ze zbioru „Tales of the Wilderland”, która opisuje przeprawę przez Mroczną Puszczę. Oba scenariusze są mocno liniowe (co jest bolączką chyba wszystkich scenariuszy do tego systemu), ale postanowiłem, zwłaszcza na drugiej sesji, dać graczom jak największe pole manewru tak, że byłem gotowy nawet przyjąć ich decyzję o odrzuceniu zlecanej przez NPCa misji. Co więcej, zainspirowany wynikami testów sugerowałem nawet lekko, że misja jest podpuchą i nie powinni jej brać. Gdy ostatecznie wyruszyli na szlak, była to przemyślana decyzja i mam nadzieję, że gracze mieli poczucie wolności wyboru.

Nowością dla moich graczy było granie zdecydowanie dobrymi postaciami (postać ogarnięta przez Cień przechodzi pod kontrolę Mistrza Gry), zamiast klasycznej bandy awanturników szukających łatwego zysku. To na pewno ciekawe doświadczenie, ale zastanawiam się, czy równie dobrze nie dałoby się tego przeprowadzić choćby w D&D.

Nie wiem, jak The One Ring sprawdziłby się w dłuższej kampanii. Podział na przeplatające się Fazę Przygód i Fazę Drużyny wskazuje, że tryb kampanijny jest trybem domyślnym (dość skomplikowane zasady też to sugerują). Ale z drugiej strony możliwości rozwoju postaci nie są jakieś oszałamiające, postaci rozwijają się wolno i nawet po kilkunastu sesjach nadal chyba nie będą znacząco odbiegać potęgą od postaci początkujących. Narastający Cień i zmniejszająca się Nadzieja też sugerują, że postać może stać się niegrywalna dużo szybciej niż rozwinie umiejętności i zdobędzie nagrody z Mądrości (Wisdom) i Chwały (Valour). Ograniczony obszar gry (szeroko rozumiane okolice Mrocznej Puszczy) i niewielki bestiariusz (głównie orki, wilki, pająki, trolle i nieumarli) mogą spowodować znudzenie grą.

Moje pierwsze wrażenia z lektury i gry w  The One Ring są dość mieszane, choć raczej pozytywne. Nie wiem, czy będę miał okazję poprowadzić ten system dłużej, ale z pewnością jest intrygujący, znacząco się różni od innych gier fantasy. Różnice między pierwszą a drugą edycją systemu są w sumie kosmetyczne i zebrane w darmowej broszurce dostępnej na stronie wydawcy Cubicle7.

3 komentarze:

raduciou pisze...

o kurcze... nie myślałem że aż tak skomplikowany jest ten system. Ale mimo wszystko chętnie bym kiedyś w niego zagrał.

Ifryt pisze...

Raz nam nie wyszło umawianie się na sesję w TOR, ale jakby co, to mogę poprowadzić. Może teraz pójdzie lepiej.

raduciou pisze...

ale to za jakiś czas :)