wtorek, 2 kwietnia 2024

Dlaczego Miasto ze Spiżu?

Komentarz Roberta pod moim wpisem dwa tygodnie temu (przedstawiającym moją konwersję "Lampy z mosiądzu" na Cairn) zainspirował mnie, żeby nieco szerzej zaprezentować źródła mojej fascynacji "Baśniami z 1001 nocy". Przyznam, że trochę ten etap mam już za sobą, ale zarówno nazwa tego bloga jak i mój internetowy nick (Ifryt) wywodzą się właśnie z tego okresu i jak widać chociażby po wspomnianej wyżej przygodzie, nadal czasem lubię wrócić do tych klimatów. Podobnie jak kiedyś mój wpis o ulubionych książkach fantasy, dzisiejszy tekst jest w dużej mierze nostalgiczną podróżą do dawnych lat.

No właśnie, pierwszym źródłem mojego zainteresowania dżinami i okolicą był oglądany w latach osiemdziesiątych serial anime Sindbad (z 1975 roku). Odcinki miały ciągłość fabularną (co było rzadkie w tamtym okresie), przedstawiały niesamowite przygody w magicznym świecie, który był naszym, choć w swoich egzotycznych zakątkach.



Serial rezonował z baśniami, które znałem z innych źródeł. Najpiękniejszymi polskimi opracowaniami są "Klechdy sezamowe" i "Przygody Sindbada Żeglarza" Bolesława Leśmiana. Baśniowość to coś, co bardzo lubię - nadal chętnie czytam baśnie z różnych stron świata.

W latach dziewięćdziesiątych odkryłem gry fabularne, a potem setting do AD&D2 Al-Qadim. Przez lata prowadziłem w tym świecie, udało mi się kupić wszystkie dodatki, jakie się ukazały do tej linii wydawniczej. To był szczyt mojego zainteresowania klimatami arabskimi. Moimi ulubionymi przygodami były te z "Secrets of the Lamp" i z "Golden Voyages".

Jedną z nielicznych gier komputerowych, jakie udało mi się ukończyć, było "The Genie's Curse". Trochę wynika to z tego, że ogólnie nie gram zbyt wiele w gry komputerowe. Też dobrze ją wspominam - nie była zbyt trudna ani zbyt długa.

I dopiero gdzieś na tym etapie sięgnąłem do oryginalnego zbioru opowieści. To w dużej mierze nie jest książka dla dzieci. Z jednej strony język wymaga pewnej wprawy, a z drugiej strony, tematyka wielu zawartych tu historii zawiera treści erotyczne.

Jeśli chodzi o erotykę, to duże wrażenie wywarł na mnie "Kwiat tysiąca i jednej nocy" Pasoliniego. Ocieka zmysłowością, ale to nadal jest kino artystyczne, a nie pornografia. Też mamy tu dżiny i opowieści szkatułkowe ("Rękopis znaleziony w Saragossie" też bardzo lubię, ale to temat na kiedy indziej).

Jeśli chodzi o opowieści w tych klimatach niestroniące od erotyki, to w podobnym czasie czytałem "Opowieści z Płaskiej Ziemi" Tanith Lee, z których po polsku wyszedł tylko "Demon ciemności" i "Demon śmierci". Te książki to moim zdaniem esencja pięknej egzotycznej fantastyki. Dość powiedzieć, że były wymieniane w inspiracjach wielu gier rpg m.in. w Exalted.

Wracając do gier nie można zapomnieć o fascynującej planszówce "Tales of the Arabian Nights". Zawiera potężną księgę z paragrafami (ponad 1000 pozycji). To jest prawdziwy sandboks. Gracze mogą swobodnie podróżować po Azji, Europie i Afryce przeżywając fantastyczne przygody, w każdej sytuacji decydując, w jaki sposób chcą zareagować. Minusem jest spora losowość, ale podchodząc do gry jak do opowieści, można się świetnie bawić.

Ostatnią wielką kampanią rpg, jaką poprowadziłem w opisywanych tu klimatach było "Legacy of Fire", od relacji z której zacząłem pisać tego bloga. Jak to adventure path, ogólny kształt kampanii jest dość liniowy, ale po drobnych przeróbkach można znacząco ją otworzyć, a przygody w jej ramach są dosyć zróżnicowane i dają możliwość odwiedzić m.in. inne plany i siedziby dżinów. Dobrze ją wspominam.

Z nowszych erpegów w klimatach "Baśni z 1001 nocy" polecam Scheherazade Umberto Pignatelliego (autora m.in. Bestii i Barbarzyńców do Savage Worlds). Mała gierka, przepięknie wydana, z mechaniką wyraźnie inspirowaną Fate. Nie pograłem w nią zbyt wiele i tak sobie teraz myślę, że może powinienem do niej wrócić?

*     *     *

To tylko najważniejsze pozycje, które przedstawiają dla mnie magię "Baśni z 1001 nocy". Nie wspomniałem na przykład o Aladynie Disneya, paragrafówkach czy mniejszych przygodach i settingach rpg. Obecnie po ataku na World Trade Center i wojnie z terroryzmem, Bliski Wschód mało się już kojarzy z romantyczną przygodą, a bardziej z fanatyzmem i groźbą dla Zachodu. To główny powód dlaczego przestałem prowadzić Al-Qadim i podobne przygody. Fantastyczne baśnie pełne pięknych kobiet i podstępnych dżinów (lub im podobnych istot) nadal pobudzają moją wyobraźnię i ich echa można odnaleźć w wielu sesjach rpg, które prowadzę.

4 komentarze:

Robert pisze...

Ja miałem z inną okładką, ale nie mogę jej teraz znaleźć. Najlepiej zapamiętałem część o Sindbadzie. Z islamskich klimatów bardzo fajne były też Przygody Hodży Nasreddina i niektóre "Baśnie narodów ZSRR".

Jednak w moim przypadku zawsze wygrywała nordycka północ. Ten setting towarzyszył mi w zasadzie od maleńkości, bo w moim domu były Edda poetycka, Bogowie wikingów (planszówka), książki Tolkiena, kilka zeszytów Thorgala (ukrywane przede mną, bo niby zbyt brutalne).

Ifryt pisze...

Ja miałem właśnie to wydanie. Hodżę Nasredina i te baśnie (kilka tomów) też miałem i dobrze wspominam. Tak jak wspomniałem we wpisie, wymieniłem tylko te dla mnie najważniejsze. Było tego dużo więcej.

Ja opowieści z Edd znałem z książki "Heroje Północy". Też bardzo ją lubiłem.

Watcher pisze...

To ja miałem fascynację trochę podobną, choć jednak inną: Indie Wielkich Mogołów (przez książkę "Pawi Tron"). Niestety, nie znalazłem gry fajnej, która by się tam lokowała...

Robert pisze...

Może Empire of the Petal Throne?