środa, 7 marca 2012

Babylon 5 na FATE


W ostatnią niedzielę zakończyliśmy minikampanię w uniwersum serialu SF „Babylon 5”. Rozegraliśmy w sumie 5 sesji po ok. 4 godziny każda, w kameralnym gronie trzech osób (w tym MG), w niedzielne wieczory od 18 grudnia. Zamiast mechaniki d20, na jakiej oparty jest erpeg „Babylon 5” korzystaliśmy z uproszczonego FATE – same aspekty i umiejętności.

Mimo że tylko MG znał świat, w którym graliśmy, przygoda okazała się całkiem udana. Jej mocne osadzenie w settingu, co wymagało pewnych (nie da się ukryć – dość obszernych) wyjaśnień MG, postrzegam jako sporą zaletę. Poznaliśmy główne stronnictwa, najważniejsze elementy historii, rasy obcych i ich specyfikę. Podobało mi się, że wszystko to miało znaczenie dla fabuły, a nie było tylko teoretycznym tłem. Same realia Babylon 5 nie zachwyciły mnie jakoś specjalnie, ale ogólnie nie jestem fanem SF. Zdecydowanie bardziej wolę fantasy w różnych jego odmianach.

Zagrałem postacią zupełnie niebojową – bez żadnych umiejętności walki wręcz ani strzelania (choć potrafiłem pilotować statek kosmiczny). Moją specjalnością było gadanie, a zdolności psioniczne dodawały unikalny rys do postaci, choć w praktyce użyłem ich tylko 2-3 razy.

Mój kolega stworzył sobie za to specjalistę od walki, z wysoką Koncentracją, która dawała mu odporność na wpływy psioników. Nieźle się uzupełnialiśmy, choć z drugiej strony taka rozbieżność postaci prowadziła do sytuacji, w której w wielu wątkach brał udział tylko jeden z nas.

Była to jedna z nielicznych przygód, gdzie bardzo fajnie wyszła walka stronnictw. Mieliśmy trzy główne siły działające na poziomie układów gwiezdnych i kilka pomniejszych działających lokalnie, często mając własne odniesienia do tych większych. Zarówno bohaterowie graczy jak i NPCe zmieniali afiliacje, wspierali interesy raz jednej strony, raz innej. Mieliśmy wpływ na układ sił w galaktyce i ostatecznie przyczyniliśmy się do zmiany historii. Bardzo satysfakcjonujące.

Mimo że główna fabuła była dość wyraźna, to miałem wrażenie, że mogę robić, co chcę, ustawić się zgodnie z własnymi planami i możliwościami, nie mówiąc już o wyborach moralnych w małej i dużej skali (aż do zagłady całej cywilizowanej rasy włącznie).

Zastanawianie się nad pytaniem „Co robić?” stanowiło jedną z głównych przyjemności w tej rozgrywce.

Mechanika FATE sprawowała się dobrze. Choć bardzo dużo rzeczy nam się udawało zrobić, to jednak zdarzyły się też momenty porażek i to w dość kluczowych sytuacjach. Było napięcie, było poczucie zagrożenia, a przy tym akcja toczyła się wartko, walki się nie przeciągały. Także negocjacje i rozmowy dyplomatyczne można było rozstrzygać z pomocą mechaniki.

Brak komentarzy: