Choć z lekkim poślizgiem, ponownie zamieszczam podsumowanie rozegranych przeze mnie sesji w ostatnim roku. Trochę też liczę, że ten wpis w nowym roku pomoże mi wrócić do częstszego pisania tutaj na blogu. A więc podsumowanie i rozgrzewka w jednym.
W 2016 roku rozegrałem 60 sesji. To naprawdę dużo. Sam jestem zaskoczony, że mi się udało tyle w tym roku pograć. W dużej mierze to zasługa Hargrima, u którego grałem jako gracz od 2014 r. Udowodnił mi, że przy odrobinie wysiłku da się rozgrywać regularnie kampanie. Oczywiście w jeszcze większym stopniu jestem wdzięczny mojej żonie Patrycji, która raz w tygodniu (a jak łatwo policzyć, czasem nawet więcej niż raz) zostawała wieczorami z dziećmi, gdy ja wybywałem do Warszawy na sesję. Cotygodniowe wyrwanie się w krainę fantazji wydaje mi się potrzebne do zachowania przeze mnie zdrowia psychicznego. Jest to coś, o czym mogę w wolnych chwilach myśleć przez cały tydzień, oderwanie od codziennych zmagań i obowiązków. Coraz bardziej też postrzegam rpg jako coś mojego, indywidualnego, wyróżniającego (na dobre i na złe) od większości innych ludzi. A przy tym właśnie okazja do spotkania się z ludźmi o podobnych zainteresowaniach – wszystkie te sesje rozegrałem na żywo. Sesje przez komunikatory internetowe wciąż pozostają czymś, czego jeszcze nie próbowałem.
Nadal dominuje u mnie Dungeons & Dragons 5 edycja. Połowę sesji (równo 30) rozegrałem właśnie na tej mechanice. To już dwa i pół roku z tą edycją i coraz bardziej mi się podoba. Świetne wyważenie między prostotą a złożonością. Jest sporo możliwości kombinowania mechanicznego dla graczy, jeśli mają ochotę – ale jest to opcjonalne, można też grać całkiem prostymi postaciami (np. human fighter champion, bez featów). Za to po stronie Mistrza Gry jest dużo prościej. W sumie jest duża dowolność jak rozpisywać NPCów i przeciwników. Brak konieczności pełnego tworzenia wrogów jak postaci graczy, co było w praktyce zmorą edycji 3.X, znacząco ułatwia mistrzowanie.
Ale to wszystko nie było dla mnie takie oczywiste jeszcze rok temu. Kończyliśmy kampanię Planescape u Hargrima – ostatecznie rozegraliśmy w niej 20 sesji, rozwinąłem postać do 10. poziomu, chyba najwyżej jak kiedykolwiek mi się udało. Byłem zainteresowany Symbaroum (zagrałem 3 sesje) – które ostatecznie uznałem za rozczarowanie: słaba mechanika, świat klimatyczny, ale jednak dość ograniczający, drogie podręczniki. Mając mieszane wrażenia z prowadzonej przeze mnie w 2015 r. krótkiej kampanii na D&D5 w Magnimarze, teraz w 2016 r. poprowadziłem dwie mini kampanie na starych, wypróbowanych przeze mnie wielokrotnie lekkich mechanikach. Rozegraliśmy 12 sesji quasi-sandboxa na Dungeon World (pisałem o nim tutaj na blogu), a z drugą drużyną 10 sesji kampanii w historycznym XVII wieku (ale z magią i potworami) na mechanice Fate (właściwie zmodyfikowanym FAE), z jednym epizodem na FU.
W wakacje, gdy moja tradycyjna grupa rozjechała się na urlopy itp., poprowadziłem kilka sesji w D&D5 dla ludzi z ogłoszeń na facebookowej grupie „RPG - Warszawa (GRAMY!)”. Marka D&D5 (bo chyba jednak nie moja sława :) przyciągnęła naprawdę dużo chętnych. Wielu osobom musiałem odmawiać. Sesje te przekonały mnie na powrót do D&D5. Też dla ludzi z ogłoszenia poprowadziłem bardzo udaną przygodę „Ire of the Storm” (6 sesji). Ogólnie ta grupa facebookowa to dla mnie największa rewelacja 2016 r. Koniec z problemami z graczami, co właściwie od zawsze było moim większym lub mniejszym problemem w regularnym graniu. Najlepszy przykład z ostatniego weekendu (już w 2017 r.) – odwołana sesja, graczka się pochorowała. Więc co robię? Daję ogłoszenie na facebooku i w ciągu paru godzin mam skład (całkiem w porządku!) na niedzielną sesję D&D5.
Pozytywne doświadczenia z D&D5 ostatecznie skłoniły mnie do rozpoczęcia w październiku oryginalnej kampanii do D&D5 „Curse of Strahd”. Początkowo trochę nie byłem do niej przekonany, ale rozegraliśmy jej już 12 sesji i sporo jeszcze przed nami. Ja się wciągnąłem i jestem ciekawy czy uda nam się ją doprowadzić do końca.
Oprócz powyższych kampanii zagrałem w pojedyncze sesje w Urban Shadows (bardzo polecam ten hack Świata Apokalipsy), Degenesis u WekTa i kolejną misję w organised play Shadowruna 5 edycji. Ja najbardziej lubię fantasy, stąd też jakoś nie miałem ochoty wgłębiać się bardziej w te gry.
Ze spraw związanych z rpg, w 2016 sporo oglądałem seriali internetowych z rozgrywek w D&D5 - super popularne „Critical Role”, promowane przez Wizards of the Coast „Dice, Camera, Action!”, krótkie (ale niezłe) „Force Grey: Giant Hunters”, a także wiele mniejszych. Widać, że stają się one coraz popularniejsze, a przy tym przyczyniają się do propagowania rpg wśród nowych ludzi, z czego się bardzo cieszę. Postaram się poświęcić osobny wpis na blogu na szersze omówienie tych seriali.
Byłem na dwóch warszawskich, całkiem udanych konwentach: zjAvie i Bazyliszku. Nie udało mi się pojechać na żaden konwent w innym mieście, z czego najbardziej żałuję Coperniconu, gdzie był w tym roku finał Quentina.
Zacząłem wspierać Marka Golonkę na patronite.pl, do czego zachęcam też i innych, gdyż uważam, że jest to jeden z ludzi, którzy najciekawiej w Polsce piszą o grach fabularnych. Sami możecie się przekonać na jego blogu: LabFab.me.
18 komentarzy:
Fajny rok, 60 sesji to naprawdę dużo. Sam chętnie spróbowałbym DnD5, którego tłuczesz najbardziej i tak pozytywnie o nim piszesz. Przede wszystkim jednak: dobrze się Ciebie czyta, co niestety nie jest powszechne, więc trzymam kciuki za to, żeby rozgrzewka okazała się skuteczna i żebyś regularnie blogował.
Fajne podsumowanie - podoba mi się zwłaszcza wprowadzenie i to, co piszesz o sesjach. Mam bardzo podobnie - rpg było swoistą nagrodą na weekendzie za tygodniową harówkę. Takie "najmojsze" kilka godzin spędzane z podobnymi do siebie fanatykami. U mnie niestety grupa rozjechała się na długi czas i powoli przestaje mi brakować grania (cRPG rekompensuje mi je zaskakująco dobrze). Zaczynam Numenerę, ale na razie, po dwóch sesjach, masa rzeczy zgrzyta.
Dzięki za ciepłe słowa. Takie komentarze jak najbardziej zachęcają do blogowania.
Co do spróbowania DnD5, to zapraszam na moje sesje. Albo do Warszawy, jeśli kiedyś będziesz odwiedzał stolicę (np. przy okazji jakiegoś konwentu), albo może uda nam się spotkać na Coperniconie (bo jak rozumiem, Toruń to Twoje okolice?). :)
A nie chcesz szukać nowych ludzi, np. przez tego nieszczęsnego Facebooka? U mnie to się bardzo ładnie sprawdziło.
Tak, Toruń się kłania ;) Prawdopodobnie będę w Wawie w lutym, na Zjavie. A do Torunia zapraszam także na HipeRPeGi, choć zdaję sobie sprawę, że to trochę daleko jak na popołudniową wyprawę.
Na zjAvę też się wybieram, więc będzie okazja spotkać się na żywo. I np. pograć w D&D5. :)
Jeśli rzeczywiście przyjadę (to jeszcze nie na 100%, choć jest bliżej niż dalej), to planuję grać i grać, więc może uda się także D&D5.
Bardzo słabo się bawię na sesjach z nowopoznanymi osobami. Jestem fanem stałych ekip i długich kampanii :)
Inna sprawa, że z długoletnią ekipą grałem przez Roll20, z tą od Numenery mam 2 minuty jazdy autem, a u mnie w domu nie ma miejsca do grania.
Kiedyś te stałe ekipy muszą się zebrać... ;)
Chętnie poczytam o Twoich wrażeniach z Numenery, jak będzie Ci się chciało o nich napisać.
Tak, ale ja już ją mam :) Numenerowa dopiero się tworzy i nie wiadomo czy zostanie stałą. Nie wiem czy moje (ostatnio potwornie słabe) prowadzenie im wystarczy.
O Numenerze dopiero po kilku przygodach, kiedy lepiej poznam system. No i mam zaległe Dark Heresy, na które nie mogę znaleźć czasu.
Napisałbyś coś więcej jak się grało w FU?
Hmm, mogę napisać. Ale wnioskując, że zagraliśmy na tej mechanice tylko jedną sesję, łatwo się domyślić, że nie wzbudziła ona mojego entuzjazmu.
Brałem udział w prowadzonej przez Ifryta kampanii w siedemnastowiecznym Siedmiogrodzie. Był to bardzo miło spędzony czas a jedna z tych sesji zapisała się złotymi zgłoskami w mojej długiej już karierze erpegowca - Ifrytowi udało się stworzyć pełnego Sandboxa. Gościłem też Ifryta jako gracza w Urban Shadows umiejscowionym w Moskwie - również były to dla mnie udane spotkania. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zagramy.
Co do pytania o FU - kiedyś zafascynowała mnie ta mechanika, jednak po jakimś czasie jej używania doszedłem do wniosku, że nie sprawdza się ona w kampaniach a jedynie w jednostrzałach. Niemniej jednak jako prowizoryczna mechanika, np. na krótkie wyjazdy - jak znalazł.
60 sesji... gdyby udało mi się przeprowadzić 30, byłbym megaszczęśliwy :D W zeszłym roku poprowadziłem... jedną :D Taki los człowieka z małą ilością czasu, w dodatku z małego miasteczka :)
Mała ilość czasu w dorosłym życiu na pewno stanowi problem. U mnie rozwiązaniem było ustalenie stałego terminu sesji - i zebranie stałej ekipy. Nawet MG + 2-3 graczy, ale za to regularnie, to jest potencjalnie dobre rozwiązanie.
Nawet w małym miasteczku myślę, że da się znaleźć te 2-3 osoby zainteresowane fantastyką. Nawet jak wcześniej nie grali, to chyba powinni się dać namówić, żeby spróbować (plusem małego miasteczka jest mniejsza liczba alternatywnych atrakcji).
No teraz zreaktywowała mi się moja dawna ekipa plus jeden nowy. Mam tylko trzech graczy... ale w sumie sesje dla trzech graczy też są ok, nawet mają jedną przewagę: są intensywniejsze dla każdego z nich :) najgorsze jest zgranie: każdy pracuje, niektórzy na zmiany...
Tak czy inaczej, w 2017 grałem już dwukrotnie częściej niż w 2016 :)
Oby tak dalej! Powodzenia! :)
Prześlij komentarz