poniedziałek, 25 września 2017

Sesje na Coperniconie

Jak pisałem tydzień temu, wybrałem się w tym roku na konwent („Festiwal fantastyki i popkultury”) Copernicon do Torunia. I naprawdę nie żałuję. Były to trzy dni zanurzenia się w inną rzeczywistość, powrót do studenckich klimatów juwenaliów. Widać było, że całe miasto żyje imprezą. Na uliczkach przepięknego Starego Miasta przechodziły masy młodszych (lub starszych) ludzi z plakietkami konwentu na szyjach, często w fantazyjny sposób poprzebieranych lub tak czy inaczej wyróżniających się na tle normalnych spacerowiczów czy turystów. Punktów programu było kilkaset, odbywały się w siedmiu budynkach, na szczęście położonych dość blisko siebie. Według danych organizatorów uczestników było ok. 3700 osób – sporo, ale nie przytłaczająco jak np. na Pyrkonie.

Jednymi z głównych powodów, które skłoniły mnie do przybycia na Copernicon, były dwa konkursy: Quentin, konkurs na najlepszy scenariusz rpg, o którym szerzej pisałem w zeszłym tygodniu po ogłoszeniu finalistów i opublikowaniu nadesłanych prac oraz Puchar Mistrza Mistrzów, konkurs na najlepszego Mistrza Gry. Może najgorszym MG nie jestem, ale realnie oceniam, że nie mam szans na zwycięstwo w tym turnieju. Skorzystałem raczej z okazji, żeby pograć jako gracz w świetnie przygotowanych sesjach u najlepszych Mistrzów Gry w Polsce. Spotkałem też na żywo część jurorów i uczestników konkursu Quentin, z którymi miałem okazję porozmawiać o nadesłanych scenariuszach. Poza tym uczestniczyłem w kilku ciekawych prelekcjach, m.in. Poziomkikaduceusza i kuglarza, a także w bardzo fajnym spotkaniu blogerów (pozdrawiam wszystkich uczestników!) Wieczorem w sobotę samemu udało mi się poprowadzić sesję Dungeons & Dragons, która była całkiem udana.

Ponieważ mój blog jest poświęcony grom rpg, to nieco więcej napiszę o rozegranych przeze mnie na Coperniconie sesjach.

Mistborn
Już pierwszego dnia konwentu w piątek, niedługo po przyjeździe do Torunia zagrałem sesję w eliminacjach Pucharu Mistrza Mistrzów u niejakiego Dave’a, youtubera, który poprowadził mało znany system, Mistborn Adventure Game. Gra rozgrywa się w realiach książki Brandona Sandersona o tym samym tytule (i jej kontynuacji), a nasza sesja konkretnie opierała się na steampunkowym „Stopie prawa”. Bardzo ciekawe było dla mnie poznawanie nowej, nietypowej mechaniki opartej na pulach kostek sześciościennych i oryginalnego świata z niezwykłą magią metali. Nasze postaci odnalazły i zdobyły tajemniczy boski metal harmonium i przekazując go władzom umocniły dominację Elendel nad pomniejszymi państwami-miastami.

Warhammer (na Fate)
Drugiego dnia udało mi się zagrać w kolejnej sesji Pucharu Mistrza Mistrzów, tym razem w półfinałach, u Zeda, który jak się później okazało, po raz drugi zwyciężył ten konkurs i został ogłoszony najlepszym Mistrzem Gry w Polsce. Sesja, którą u niego grałem, była faktycznie znakomita, z perfekcyjnie dobraną muzyką, plastycznymi opisami miejsc i NPCów, wciągająca i dramatyczna. Graliśmy czwórką najemników wzorowanych na „Trzech muszkieterach” (z D’Artagnan) Aleksandra Dumasa (genialny pomysł!), która w ostępach Drakwaldu musiała zmierzyć się z armią zwierzoludzi i sprawdzić swoją lojalność.

Dungeons & Dragons (5. edycja)
Po zagraniu dwóch sesji jako gracz postanowiłem też poprowadzić coś jako Mistrz Gry. Wybrałem przygodę „Siege of the Spider-Eaters” z numeru 137 Dungeon Magazine, którą wcześniej już dwukrotnie prowadziłem i dobrze ją pamiętałem. To jest jedna z lepszych przygód, które się ukazały w tym piśmie. Jest przeznaczona do 3. edycji D&D, ale nie miałem większych problemów ze skonwertowaniem jej na 5. edycję. Jest przeznaczona dla początkujących postaci. Scenariusz opowiada o poszukiwaniach zaginionego skarbu legendarnego kapitana piratów na tropikalnej wyspie, gdzie potomkowie jego oryginalnej załogi mają pewne problemy z pająkami. Jest tu tajemnica, rozmowy z NPCami, walki, eksploracja dziczy, a później i podziemia z zagadkami i pułapkami. Materiału jest sporo jak na jedną sesję, ale nawet jak gracze nie poznają wszystkiego, mogą się dobrze bawić. Cieszę się też, że udało mi się zagrać z Oelem, którego blog regularnie czytuję.

Na tych trzech całkiem udanych sesjach spędziłem dużą część mojego tegorocznego Coperniconu. Poznałem sporo fajnych ludzi, spotkałem się z dawnymi znajomymi. Naprawdę dobrze się bawiłem. Z chęcią odwiedzę ten toruński konwent także za rok.

10 komentarzy:

Oel pisze...

Pozdrawiam również! :)
Dodam, że jakbym miał wybierać, czy iść na finał PMMa, czy ponownie na Siege of the Spider-Eaters, to wybrałbym to drugie. Mimo,że nie było świeczek i machania łapami. Było za to z przygodą, z jajem i przede wszystkim, z dużą swobodą. Dla mnie kwintesencja tego, co lubię w RPG.

Radek pisze...

Fajnie było znów się zobaczyć po tylu latach, pozdrawiam!

Ifryt pisze...

Bardzo mi miło, dziękuję. :)
Ja właśnie wolę takie luźne, otwarte przygody. Nawet jak na tej sesji dwaj bohaterowie zginęli (bo nie trzymali się drużyny i mieli pecha na kostkach), to nie było wielkich emocji - po prostu losujemy nową postać. To nie jest sposób, żeby wygrać w Pucharze Mistrza Mistrzów.

Ifryt pisze...

Też pozdrawiam! :)

Anonimowy pisze...

Cześć. Fajnie było się poznać, choć mignęliśmy sobie na innym konwencie, to dopiero teraz udało się świadomie przybić piątkę i choć chwilę pogadać. Zresztą - przyjechaliście bardzo mocną ekipą jednym samochodem - zazdroszczę samej podróży i erpegowych rozmów w jej trakcie. Mam nadzieję, że przy kolejnej okazji uda się zagrać. No i oczywiście podtrzymuję otwarte i nieustanne zaproszenie na HipeRPeGa.

Ifryt pisze...

Tak, wspólny wyjazd do Torunia był świetnym pomysłem. Też cieszę się, że udało mi się spotkać się z Tobą na żywo. Spotkanie blogerów to był dobry pomysł i sprawnie je prowadziłeś. Dzięki za inicjatywę!

aurayablog pisze...

Hej :) Dzięki za spotkanie o blogach RPG, fajnie było się przekonać, że za tymi elektronicznymi literkami stoją fantastyczni ludzie z pasją :)

Anonimowy pisze...

Widzę, że dla nas wszystkich wszytko było fajne. Prawie jak RPG. :D

Trochę się obawiałem tego spotkania blogerów, ale rzeczywiście wyszło to dobrze, choć byliśmy w zasadzie sami sobie słuchaczami :)

Ifryt pisze...

Wiesz, to tak jak w blogosferze. ;)

Wolfgang Schwarzenatter pisze...

Szkoda, że nie zdążyliśmy więcej pogadać, trudno było obskoczyć wszystkich, zwłaszcza kiedy niektórzy chodzili wcześnie spać;P Będzie jeszcze niejedna okazja.